Blogowa koleżanka pół roku czekała na zrealizowanie tego zamówienia.
A ja odkładałam je w nieskończoność.
Bo - niestety - lale stojące to coś, co lubię szyć najmniej.
Nie, źle napisałam.
Nie najmniej LUBIĘ, tylko najmniej UMIEM.
Żebyście mi nie zarzuciły kokieterii, szybko wyjaśniam z czym mam problem.
Po pierwsze nogi.
Wiadomo - inaczej szyje się nóżki do butów szytych, inaczej do butów gotowych.
Więc u mnie - ta nie wchodzi w but, ta nie stoi :-(
Do jednej lali kilka nóżek, każda poprzednia w koszu.
Tu skończyło się na piątej :-)
Po drugie - głowa.
Szyję, wypycham, jak się marszczy na skroniach - natychmiast ląduje w śmieciach.
Bo tego już poprawić się nie da.
Tu poszło nawet gładko, zaakceptowałam już drugą :-)
Moja przyjaciółka się śmieje, że do każdej lali powinnam dołączyć filmik z jej powstania :-)
Żeby klient wiedział w jakich bólach się rodzi :-)
Żeby ją bardziej kochał :-)
Oczywiście z drugiej strony cieszę się ogromnie,
że znów mogłam się czegoś nauczyć,
że znów spróbowałam....
A w sumie wyszła tak:
A że pasuje kolorami - to mogę ja chyba zgłosić na wyzwanie u
Ewy
W większości występuje beż, ale usteczka królisia ma różowe :-)
Ściskam !!!!!!!!!!!